Drodzy siostrzeńcy Gobo ...

jeśli znaleźliście się na tym blogu oznacza to, że jesteście osobami nadzwyczaj ciekawskimi i wścibskimi. Dodatkowo nie macie co robić w pracy i w domu tylko czytać blogi ...
A tak już na poważnie to wręcz przeciwnie.


czwartek, 7 stycznia 2010

Pierwsze koty za płoty

Tak własnie jest żyjemy i mamy sie dobrze. Po 25 godzinach na lotnisku i w samolotach w koncu trafilismy do Limy. Oczywiscie nie obyło sie bez pierwszych przygód....
Zaraz po starcie z Warszawy Marcin uświadomił sie że zapomniał latarki (ostecznie okazało sie że ją zapakował ale i tak wymknęła sie niespodziewanie w samochodzie), zapomniał tez licencji nurkowej... no cóż to był pierwszy lot, poźniej już było tylko lepiej:)
W Londynie spedzilismy na lotnisku blisko 6 godzin a i tak nieomalże nie zdazylismy na samolot-guiness smakowal nam tak wybornie że żal było odchodzic od stolika (choć nie siedzielismy pod mapa poniewaz okazalo sie ze to nie ten terminal) tyle że obsluga lotu nie podzielala naszego luźnego nastawienia i prawie że przed nosem zamknełaby nam bramkę....
Z drugiej strony nie wiadomo po co sie tak z tym spieszyli skoro na pokladzie samolotu czekalismy na start dobre 40 min- ponoc snieg zasypał pasy i ze startem trzeba bylo sie wstrzymac...
No coz wlasne to male opoźnienie sprawio że w raz z grupką innych trojga podróżników mielismy zaledwie kilka minut aby w Madrycie przesiąść sie na samolot do Limy- my zdazylismy, bagaze niestety nie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz