niedziela, 24 stycznia 2010
Inka trail cz. 2
Dzien trzeci
5.00 pobudka- leje deszcz, 5.30 sniadanie - leje deszcz, 6.00 czas wymarszu - caly czas leje. Wkladamy na siebie kurtki przeciwdeszczowe, plecaki przykrywamy pokrowcami a na to wszytko zakladamy jeszcze plastikowe poncza. Przed nami 14 km drogi a zaledwie po dwoch pierwszych mamy spodnie mokre do pol uda. W prawym reku niose kijek na ktorym sie podpieram zeby na mokryh kamieniach nie powybijac sobie zebow ale to powoduje ze przez mankiet kurtki wlewa mi sie woda. Ok. 11.00 docieramy do obozowiska na obiad i tam sie okazuje okazuje ze nasi wspoltowarzysze sa w zdecydowanie gorszej sytuacji - z butow wylewaja wode, wyzymaja skarpetki i reszte ubran, mokre maja tez maty i spiwory... W tym momencie powinnismy pochwalic nasze butki bo suche stopy w tych warunkach to skarb;) szybko zjadamy obiad i wyruszamy w dalsza droge nadal w ulewie. Po drodze ogladamy Inkaskie ruiny (niektorzy wogole je omijaja i biegna do obozowiska) ale na jakies piekne widoki nie mamy co liczyc poniewaz wszytko zasnute jest mgla. Kiedy jestesmy jakies pol godz od obozowiska nagle przestaje padac i wychodzi slonce wiec decydujemy sie na wybranie alternatywnej i dluzszej trasy ale za to biegncej przy Inkaskich tarasach. I to byl swietn wybor- na trasie bylismy wlasciwie sami. Kiedy dotarlismy do tarasow rozroczl sie przed nami niesamowity widok na rzeke i szczyty gor - miesli nawet okazje w pelnej okazalosci obejzec jezory lodowe. Usiedlismy wiec na brzegu urwiska i cieszylismy sie tym obrazkiem;) Wieczorem czekala na nas pyszna kolacja przygotowana przez tragarzy. I tu ciekawostka... kiedy turysci i przewodnicy traca juz sily na trasie niosac 5-7 kg plecaki, tragarze niosa plecaki 25 kg i to caly czas biegnac (skladaja obozowisko po opuszczeniu go przez turystow i musza rozstawic je w nowym miejscu zanim grupy sie pojawia). W dodatku jak nam powidzilal Niko ich placaki waza po 25 kg poniewaz wprowadzono im ograniczenia.... Po prostu nadludzie - nic tylko chylic czola;)
Dzien czwarty
3.40 pobudka, 4.00 sniadanie, pozniej jak najszybciej trzeba znalezc sie przy punkcie odprawy. 5.40 otwiera sie ostani punkt kontrolny i tym samym zaczyna sie wyscig aby jak najpredzej dotrzec do Machu Pichu. 6 km szybkiego marszu. Cali jestesmy mokrzy mimo ze tym razem nie pada. Ostatni schodek i jest... Machu pichu calej okazalosci;) miasto schowane miedzy pieknymi gorami wyglada niesamowicie, cieszymy sie tym widokiem robimy zdjecia i juz po 5 min miasta nie widac - schowane jest za mgla.... nie zrazamy sie tym i schodzimy na dol - mija kolejne 5 min i miasto znow sie ukazuje;) Niko oprowadza nas po ruinach, powiada smutna historie jej mieszkancow, objasnia rozne symbole, chwali pomyslowosc Inkow ktorzy z odleglosci wielu km potrafili transportowac wode za pomoca kanalikow wycietych w skalach. W dodatku dopisuje nam pogoda - swieci piekne slonce;) Kiedy juz obeszlismy miasto postanowilismy powylegiwac sie na sloncu na jednym z tarasow i nacieszyc sie tym pieknym widokiem;) z Machu Pichu do Agua Caliente przeszlismy pieszo a po obiedzie udalismy sie do goracych zrodel wymoczyc nasz zmordowane ciala. Tym samym skonczyl sie nasz 50 km treking choc nasze nogi beda wspominac go jeszcze przez kilka dni;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz