Sanpedro de Atacama powitalo nas upalem, gwarem ulicznych sklepikow i
ogromnymi cenami (oczywiscie w porownaniu z Boliwia). Nocleg w byle
hostelu to wydatek 20 dol na osobe. Tym samym polaczylismy sily z
poznana w autobusie angielka i dziewczyna z argentyny i wynajelismy
wspolny pokoj:) Na ulicach miasteczka slonce pieklo tak ze odrazu
zrozumielismy potrzebe sjestowania, bo w takim ukropie nie da sie
normalnie funkcjonowac... A samo miasteczko hmmm no coz jedna glowna
ulica + 3 mniejsze i to koniec Sanpedro de Atacama. Klimat
zdecydowanie turystyczny ale to tylko ze zwgledu na to iz jest to baza
wypadowa na solne pustynie w Uyuni. Wlasnie dlatego postanowilismy
kupic bilety i nastepnego dnia o 19.00 wyruszyc do Santiago. Podroz
trwala ok 25 godz. wiec lekko nas wymeczyla choc nie na tyle zeby
odmowic sobie przyjemnosci krzatania sie wieczorem po ulicach.
Santiago okazalo sie miastem na zdecydowanie innym -wyzszym- poziomie
niz to co do tej pory widzielismy w Amaryce Poludniowej. Przyjazne
uliczki, kolorowe wille, pelno fajnych knajpek a wieczorem klimat
absolutnego chilloutu:) idac tym tropem zakupilismy butle chiljskiego
winka, serek, malze i wszystko to spozylismy na jednym z dziedzincow
naszego hostelu siedzac sobie wygodnie pod wielka palma:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziękujemy za zdjęcia i czekamy na następne.Hugs &kisses. Wszystkiego dobrego. Gondolkowie.
OdpowiedzUsuń