Drodzy siostrzeńcy Gobo ...

jeśli znaleźliście się na tym blogu oznacza to, że jesteście osobami nadzwyczaj ciekawskimi i wścibskimi. Dodatkowo nie macie co robić w pracy i w domu tylko czytać blogi ...
A tak już na poważnie to wręcz przeciwnie.


piątek, 19 lutego 2010

Prawie raj na ziemi;)





O Polinezji wlasciwie mozna mowic jak o raju na ziemi: niebianskie
plaze z lazurowa woda, wspaniala pogoda, tak... tyle ze za to wszystko
trzeba slono zaplacic i tu raj sie konczy: male piwo w knajpie min 15
pln; piwo w sklepie 8 pln; najtanszy obiad w barze 30 pln; danie w
knajpie min 60-80 pln; taksowka z lotniska (max 10km) ok 90 pln, 1
godz w internecie 45 pln (to wyjasnia taka przerwe w blogowaniu) i tak
mozna by jeszcze bardzo dlugo. Nawet polinezyjczycy mowia ze te ceny
sa zupelnie szalone (chociaz zarobki maja w granicach 3-4 tys dolarow
usa).... Przyszedl czas opuscic Morea (pies na pozegnanie dostal
wypasne sniadanie ale i tak go bylo zal zostawiac) i przeniesc sie na
Tahiti. Zatrzymalismy sie w hostelu Teamo w Papeete - miescie bez
oznaczenia ulic (zwlaszcza tych mniejszych ulic) co troche utrudnialo
poruszanie sie. Wlasciciel hostelu tlumaczyl ten fakt w ciekawy sposob
"jestesmy francuzami i jestesmy glupi" (on jak sam twierdzi jest
rodowitym bialym polinezyjczykiem i nie lubi francuzow - ktorych jest
tu rownie duzo jak polinezyjczykow). Tu poznalismy smak prawdziwie
swiezego tunczyka (steki wykrajane wprost z ryby) oraz smak smacznych
choc nie zindentyfikowanych owocow a wszystko pod dachem wielkiego
marketu (zdecydowanie warto go odwiedzic) z mnostwem pysznosci i
miejscowego rekodziela. Odwiedzilismy muzeum Gaugain'a calkiem niezle
sie ten malarz urzadzil:) oraz zjedlismy kolacje w jednym z barow
otwieranych noca w porcie (fajny klimat pichcenia z ruchomych budek
tuz nad oceanem). W sumie te bary to prawie ze jedyne co jest tu
otwarte po 18.00 - to jest godzina krytyczna wszystko sie zamyka i
ludzie znikaja z ulic. Trafilismy tez do sympatycznego sklepu
muzycznego ktorego wlasciciel okazal sie jednoczesnie producentem plyt
i muzykiem. Puscil nam nagranie miejscowej kapeli ktorego jest
producentem i odrazu zlapal za mala gitarke i zagral koncert na zywo:)
Tahiti zegna nas tropikalnym deszczem a juz jutro zawitamy do Sydney
(niezle mnie Marcin urzadzil z ta linia zmiany daty... ucieklo mi
swietowanie...) :) W sumie to z pogoda mamy niezle szczescie (oby
tylko nie zapeszyc na przyszlosc). Tydzien przed naszym przylotem na
Polinezji szalal tajfun Oli. Miejscowa kobieta opowiadala ze na Morea
przezyli ciezkie 3 dni czekajac na udezenie bestii. Ostatecznie
skonczylo sie na 15 rozwalonych domach i lekko zniszczonej rafie. Na
Bora Bora natomiast mieli mniej szczescia: hotele zostaly w duzej
mierze zmiecione a i po rafie nie za duzo zostalo....:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz