Drodzy siostrzeńcy Gobo ...

jeśli znaleźliście się na tym blogu oznacza to, że jesteście osobami nadzwyczaj ciekawskimi i wścibskimi. Dodatkowo nie macie co robić w pracy i w domu tylko czytać blogi ...
A tak już na poważnie to wręcz przeciwnie.


niedziela, 28 marca 2010

Leci, nie leci....

Na zakonczenie naszej trzymiesiecznej wyprawy wybralismy 7 dniowy
tracking (bo czasu malo) pod wioske gdzie do wejscia na Mt Everest
aklimatyzuja sie kolejne grupy i skad mozna podziwiac ten najwyzszy
szczyt swiata. Tyle ze aby rozpoczac ta przygode najpierw trzeba
dostac sie do Lukli a da sie to zrobic na dwa sposoby:
dziewieciodniowym spacerkiem po waskiej sciezce lub lecac 45 min
samolotem- oczywiscie wybralismy druga opcje:) Tyle ze nikt nas nie
uprzedzil ze loty do Lukli odbywaja sie dosc nieregularnie ze wzgledu
na pogode. My zbiorke w hotelu zaliczylismy o 6.00 poniewaz o 7.30
mial byc nasz lot... Gdy dojechalismy na lotnisko okazalo sie ze
zaszla pomylka i lot mamy o 9.30. Chlopak siedzacy obok mnie pozalil
sie ze na ten samolot czeka od trzech dni ale nie wzielismy sobie tego
do serca bo wydawalo sie to niedorzeczne. Dopiero o 13.00 gdy nadal
kwitlismy na lotnisku w Kathmandu i jakis mezczyzna zaczepil mnie o
moj lot jednoczesnie oznajmiajac ze on na lot do Lukli czeka od pieciu
dni zrozumielismy ze jestesmy w "czarnej d....".
Czekalismy i czekalismy i czekalismy w dodatku glodni (nie liczac
chipsow) bo na lotnisku dla lotow krajowych w Kathmandu nie ma zadnej
knajpki. W koncu nastala 15.00 a wraz z nia pojawil sie Bhola (od
niego kupowalismy ten tracking) oznajmiajac nam ze nasz lot za chwile
zostanie odwolany - jak powiedzial tak sie stalo i 9 godz czekania
poszlo na marne:( Mielismy dwie alternatywy: probowac ponownie
kolejnego dnia - bo a noz sie uda i pogoda sie poprawi lub wybrac inna
trase... Zwyciezyla druga opcja poniewaz na pierwsza nie ma gwarancji
ani kiedy polecimy ani tym bardziej kiedy bedziemy mogli wrocic- choc
kiedy teraz sie nad tym zastanawiam moglo by to byc ciekawe
przedluzenie urlopu;) ps. Ani i Piotrkowi tez tego dnia nie udalo sie
opuscic Kathmandu tyle ze nie wiedzielismy wzajemnie o swoim pechu i
kazdy osobno w swoim hotelu przezywal ten zawod...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz