Drodzy siostrzeńcy Gobo ...

jeśli znaleźliście się na tym blogu oznacza to, że jesteście osobami nadzwyczaj ciekawskimi i wścibskimi. Dodatkowo nie macie co robić w pracy i w domu tylko czytać blogi ...
A tak już na poważnie to wręcz przeciwnie.


wtorek, 16 marca 2010

Tajlandia - srajlandia

Ostatnio chce mi sie pisac, jakby troszke mniej, a poniewaz zawsze
chcialo mi sie pisac umiarkowanie z tendencja do malo teraz moje checi
opisywania zastanej rzeczywistosci osiagnely pulap zerowy. Ta dosyc
dluga przerwa byc moze spowodowana jest rowniez tym, ze do bloga
niniejszego podchodzilem dosyc swobodnie, a opisane miejsca, ktore sie
w nim znalazly z pelna premedytacja opisywalem lekko "zakrzywiajac
rzeczywistosc". Tymczasem od dluzszego czasu jestesmy w miejscu, ktore
kompletnie nie przypadlo mi do gustu, a opisywanie go w dotychczasowym
tonie mogloby pozostawic wrazenie ze Tajlandia podobala mi sie tak
samo jak pozostale kraje. Otoz byloby to niesprawiedliwe w stosunku do
pozostalej czesci zilustrowanych w tym blogu miejsc, dlatego o
Tajlandii bede pisal malo, wyrywkowo i zupelnie na temat (dla mniej
lotnych czyli zupelnie przeciwnie niz do tej pory).
Tajlandia to raj tandety i wiekszosc swiatyn wyglada jak przystrojona
remiza w dzien odpustu. Kompletnie nie rozumiem ludzi, ktorzy
zachwycaja sie calym tym plastikowo pozlacanym pseudo przepychem,
bowiem jest to mniej wiecej ten sam poziom piekna jakie prezentuja
nasze przydrozne kapliczki ze sztucznymi kwiatkami tyle ze w wiekszej
skali. Akurat do mnie ani kapliczki, ani tutejsze swiatynie kompletnie
nie przemawiaja, ale ponoc o gustach sie nie dyskutuje (i glupio sie
robi, bo akurat o czym tu dyskutowac innym) wiec przemilaczam owe
swiatynie i posagi buddy milczeniem szczerym (bo z tandet wole jednak
Las Vegas). Mozna do Tajlandii rowniez przyjechac jesli ktos na
przyklad wychowal sie w Japonii i na plazy lub w wodzie lubi bliski
kontakt z innymi osobami, niekoniecznie o orientalnej urodzie (ale byc
moze rowniez wychowanymi w Japoni - przez dwa i). Niniejszym wiec
stwierdzam, ze w Japonii musialo sie wychowac bardzo duzo Niemcow po
szescdziesiatce, ktorzy tlumnie tutejsze plaze nawiedzaja. Jesli ktos
jest wielbicielem widoku szescdziesiecioletnich niemieckich
seksturystow uwazajacych sie za panow swiata i idacych pod reke z
(powiedzmy zebym juz sie bardziej nie zdenerwowal) osiemnastoletnimi
prostytutkami to jest to miejsce, ktore powinien umiescic na pierwszym
miejscu swojej wakacyjnej listy. Taki widac urok Tajlandii, przeciez
nie ma musu zeby tu przyjezdzac (mozna sie rowniez zamknac w
bungalowowym osrodku, ale to wtedy i do Egiptu zamiast Tajlandii mozna
bo co to za roznica oprocz tego, ze nie ma niby wiekszego szpanu).
Kompletna natomiast pomylka zwiazana z Tajlandia jest "przewodnik",
ktorym niestety przyszlo nam (z wlasnej nieprzymuszonej woli w
dodatku) sie poslugiwac. Autorow tego przewodnika po powrocie
osobiscie odnajde, zmusze kazdego do kupienia za ich wlasne pieniadze
conajmniej 100 egzemplarzy tego wiekopomnego dziela oraz przypilnuje
zeby kazdy wlasnorecznie walnal sie tym przewodnikiem z calej sily w
czolo (kazdym egzemplarzem po dziesiec razy). Potem poprosze wydawce,
zeby wyslal oficjalne pismo do kazdej ksiegarni, ktora przewodnik ten
zakupila, z prosba o przesuniecie go do dzialu science fiction lub
fantasy (jesli w kolejnym wydaniu gdzies w okolicy Bangkoku opisaliby
miasto Elfow wytwarzajace jedwabie, a w okolicach Czatanburi kopalnie
Krasnoludow). Przewodnik ten powinien nazywac sie raczej Zwodnik po
Tajlandii i nikomu nie zycze zeby przyszlo mu z tym przewodnikiem
podrozowac. Ale poniewaz jestem osoba zyczliwa nie powiem jaki to
przewodnik, moze sie
Ktos jeszcze natnie i wtedy moja polska dusza odetchnie, ze inni mieli
tak samo zle. W ramach swojej podrozy natchnieni przewodnikem owym (w
zasadzie to Moj Drogi WspolPodroznik zostal natchniony bo ten rejon to
byla jego dzialka) odwiedzilismy najbardziej urokliwe miasteczko
Tajlandii - Czatanburi. I smialo moge powiedziec, ze jesli to jest
najbardziej urokliwe miasteczko Tajlandi to Minsk Mazowiecki jest
najpiekniekszym i najbardziej urokliwym miasteczkiem calego swiata, a
moze nawet i kosmosu. Miasteczko wygladalo jak reszta miasteczek czyli
byl pierdzielnik i brudno, tyle ze bylo maksymalnie oddalone od
Bangkoku. Byc moze jest tez tak ze Tajlandia nie ma urokliwych
miasteczek i tutaj jestem rozdarty, ktora opcje wybrac bo nie wiem czy
silniejsza jest moja niechec do Tajlandi czy do tego przewodnika. Po
pobycie w tak urokliwym miejscu, postanowilismy pojechac do
"spokojnego rybackiego miasteczka z molami i miejscowymi
restauracjami serwujacymi lokalne przysmaki". Nie wiem gdzie sie
wychowal autor naszego przewodnika (jak go znajde zapytam, tuz przed
walnieciem w czolo), ale byc moze to kolejna osoba wychowana w
Japonii. Wedlug autora kilkunastopietrowe bloki, hotele, ulice pelne
burdeli i japonskich barow karaoke (czasem to jest tozsame) to jest
wlasnie miasteczko rybackie. Jedno z tego mozna smialo wywnioskowac,
na pewno autor nie wychowal sie w Darlowku. Nie bede juz dalej
przytaczal kolejnych pomyslow zawartych w tej biblii dla podroznikow
po Tajlandii, szkoda Waszego czasu i mojego (cennego) pisania.
Teraz troche o zyczliwosci tego narodu. Otoz napotkani ludzie sa tutaj
dla Ciebie ogromnie zyczliwi. Spotkana osoba widzac Cie z dosyc duzym
plecakiem, zapytana na przyklad o to skad odjezdza autobus wskaze Ci
natychmiast miejsce skad wedlug niej ten autobus odjezdza. Po dwustu
metrach kiedy w ogrommym upale przetransportujesz sie o wlasnych
silach we wskazane miejsce napotkana z kolei (to akurat tata Kuby -
czesc osob zartu nie zrozumie - trudno) tam osoba wysle Cie w kolejne
miejsce. I tak po zakonczeniu pelnego kolka trafiasz do osoby
pierwszej, ktora odsyla Cie zupelnie gdzie indziej niz za pierwszym
razem. Widocznie na poczatku widziala, ze masz lekka nadwage i chciala
Ci pomoc zbedne kilogramy zrzucic. Ja w czasie podrozy zrzucilem
jakies piec, a moje kilogramy byly akurat niezbedne (co osobiscie mnie
bardzo zmartwilo, poniewaz jesli ja zrzucilem to jako ze nic w
przyrodzie nie ginie przybral na wadze Piotrus, ktory akurat mial byc
na diecie). Dodam ze rozklad jazdy wyglada tutaj (czytaj jest
odczytywany przez ludzi wladajacych jedynie alfabetem lacinskim lub/i
cyrylica) mniej wiecej tak:
));€;&::&:&: 7:30, 14:30
&€))hk €)))€. 8:30
&€))€€&. 10:00, 24:30
i ostatni autobus to bynajmniej nie jest moja pomylka wynikajaca z
bezmyslnego wklepywania godzin. Osobiscie widzialem na wlasne oczeta,
normalnie byl autobus o godzinie wpoldodwudziestej piatej - byc moze
do Hogwartu, nie wiem bo przeczytac nie umialem, a osobiscie sprawdzic
nie moglem bo jechalismy akurat gdzie indziej.
Dwie rzeczy na razie uratowaly cala wycieczke po tym "urokliwym"
kraju. Pierwsza to rafa koralowa, druga dzieki kompletnie przypadkiem
napotkanym osobom - targobazar kamieni szlachetnych. Rafy opisywal nie
bede bo i co tu opisywac. Kto nurkuje ten powinien (bez przewodnika)
pojechac na Wyspy Similan. O targu z kolei (tata Kuby) pewnie rozpisal
sie moj Szanowny Wspolblogowicz (tym razem bez skrotow), a wiem to
poniewaz w pewnym momencie Szanowny Wspolblogowicz zapomnial, ze
jestesmy na niskobudzetowej wyprawie i probowal ni z tego ni z owego
(zaskakujac chyba tym i siebie i samego sprzedawce) zakupic worek
rubinow... I tymi optymistycznymi jednak dwoma akcentami... I obysmy
sie tu nigdy nie spotkali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz