Drodzy siostrzeńcy Gobo ...

jeśli znaleźliście się na tym blogu oznacza to, że jesteście osobami nadzwyczaj ciekawskimi i wścibskimi. Dodatkowo nie macie co robić w pracy i w domu tylko czytać blogi ...
A tak już na poważnie to wręcz przeciwnie.


piątek, 26 marca 2010

Bangkok










Do Bangkoku przyjezdzamy 19 marca. Informacje jakie do nas wczesniej
docieraja mowia o 500 tys strajkujacych ludzi ktorzy calkowicie
sparalizowali miasto, transport prywatny mial przestac dzialac,
transport panstwowy mial byc calkowicie niewydolny... Postanawiamy
oczywiscie trzymac sie z daleka od strajku oraz wszelkich budynkow
rzadowych, pojawil sie nawet pomysl kontaktu z polska ambasada aby
mogli nas ostrzec przed niebezpieczenstwem. Jednak gdy docieramy na
miejsce czeka nas niespodzianka- wlasciwie wszystko wyglada normalnie,
pelno jest taksowek, tuktukow a zycie na ulicach plynie swoim rytmem,
no moze poza tym ze spora czesc ulic faktycznie jest zamknieta. To tez
ciekawostka poniewaz ulice pozamykali strajkujacy i to oni kieruja
sobie ruchem i decyduja kogo gdzie wpuscic a nie policja....
Ostatecznie okazuje sie tez ze hostel ktory sobie wybralismy polozony
jest dosc blisko manifestacji tyle ze jest to
miejsce bardzo turystyczne, pelno tu bialych ludzi spacerujacych jakby
nigdy nic wiec postanawiamy zostac. No wlasnie - hostel...
zarezerwowalismy go na hostelbookers poniewaz mial dobre rekomendacje
(choc juz na stronie www byla informacja ze ciezko do niego trafic...)
Tak wiec z plecakami na plecach ruszylismy w droge ale tak ukrytego
hostelu jeszcze nie spotkalam. Droga do niego byla przygoda sama w
sobie, praktycznie przechodzilismy miejscowym ludziom przez srodek
domow... Kilkanascie centymetrow dzielilo nas od jadalni (bez sciany
oddzielajacej ja od uliczki) w ktorej na podlodze jadlo posilek kilka
kobiet czy od pokoju telewizyjnego gdzie lezac na podlodze odpoczywala
cala rodzina a nasz hostel znajdowal sie dokladnie za tym wszystkim
wlaczajac w to smietniki. Wytrzymalismy tam jedna dobe poniewaz pomimo
zapewnien mieszkancow ze to najlepsze miejsce w Bangkoku przez cala
noc nie zmruzylismy oka ze wzgledu na halas... Z samego rana
przenieslismy sie do pokoju przy ulicy Ramburi ktora jest miejscem
zdecydowanie bardzo turystycznym, pelnym hosteli, knajpek i mnostwa
backpakersow:) Sam Bangkok zrobil na nas pozytywne wrazenie i duza w
tym zasluga miejsca gdzie mieszkalismy- chilloutowa uliczka gdzie po
trudach calodziennego zwiedzania mozna bylo napic sie zimnego piwka i
zjesc smaczna zupe z ostrego czerwonego cury i mleka kokosowego:)
Mimo blokady sporej czesci miasta udalo nam sie zwiedzic wszystko co
zaplanowalismy: (strajkujacy byli na prawde milo nastawieni w stosunku
do turystow- machali do nas, pozowali do zdjec i to wszystko ze
szczerym usmiechem). Najpierw Chinatown - jak w kazdym innym miescie
pierdzielnik z mnostwem swiecacych szyldow i sklepikow z czym sie da;
pozniej ul Silom + Patpong - ze slawnym nocnym marketem (choc market
obok naszego hostelu byl 3 razy wiekszy:); "na szczescie" obejrzelismy
tez trzy 3 posagi buddy (stojacy, siedzacy i przeogromny lezacy);
najbardziej tradycyjny tajski dom- czyli dom Jima Thompsona
(amerykanina ktory stworzyl marke sprzedajaca przepiekne i
niesamowicie drogie materialy); targ kwiatowy na ktorym pek 40 roz
mozna kupic za 3 pln a storczyki i mnostwo innych kwiatow poukladane
sa na kupkach jedne na drugich a na koniec zostawilismy sobie palac
oraz szmaragdowego budde - najbardziej reprezentatywne miejsca
Bangkoku. Takim o to sposobem zakonczylismy zwiedzanie Tajlandii i
przyszedl czas na podboj Nepalu:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz