poniedziałek, 22 marca 2010
Jak nie koala to tygrys:)
Prosto z Chantanburi przejechalismy do Srirachy (przewodnik Wiedzy i
Zycia opisywal ta miejscowosc jako miasteczko rybackie.... miasteczko
rybackie okazalo sie okazalym miastem z plaza tuz przy porcie wiec od
razu przeplynelismy na wyspe Koh Sichang. Miejsce weekendowych wypadow
poszukujacych spokoju mieszkancow Bangkoku. Mala plazyczka z blekitna
woda, na plazy trzy knajpki z miejscowym jedzeniem i piwkiem. Pokuj
(500bahtow/noc) usytuowany mamy na skarpie tuz nad plaza wiec w nocy
slyszymy szum fal:) Wyspa posiada kilka ciekawych zabytkow ale tym
razem postanawiamy nasz czas zuzytkowac jedynie na wylegiwanie sie i
odpoczynek... Niestety po jednym dniu na plazy zaczyna nas nosic i w
miejscu wysiedziec nie sposob wiec plyniemy z powrotem na kontynent
aby odwiedzic Tiger Zoo. Zoo niestety jest biedne i zaniedbane,
zwierzeta trzymane sa w malych klatkach, natomiast mimo tych
niedostatkow idea wydaje sie dobra- pomagaja odbudowac populacje
zagrozonych wyginieciem tygrysow. Wlasnie dzieki temu znajduje sie tam
mnostwo malych tygryskow, tygryskow ktore mozna wziac na kolana i
nakarmic cieplym mlekiem z butelki:) Wrazenia sa niesamowite poniewaz
te maluchy sa naprawde silne, maja ogromne puchate lapy a butelke
trzymaja swoimi zabkami tak mocno ze nie sposob im jej zabrac:)
Wieczorem aby przeczekac lub bardziej wybadac sytuacje w Bangkoku
(okupowanego przez strajkujacych ludzi- tzw czerwone koszule) udalismy
sie na jedna noc do Pattay... Czytalismy oczywiscie ze to miasto
cieszy sie zla slawa ale to co zastalismy na miejscu przeszlo wszelkie
nasze wyobrazenia... Cale miasto to jeden wielki burdel- mielismy
problem aby znalezc hotel bez pokoi na godziny albo zwykla restauracje
bez mnostwa dziewczyn wystawionych jak towar na ulicy:( Niezaleznie od
sytuacji w Bangkoku postanawiamy opuscic to miejsce...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz