W samym srodku miasteczka LopBuri (kompletnie nie wiadomo po co sie tam wybralismy) znajdowala sie swiatynia w ktorej tlumnie gromadzily sie malpy oraz japonczycy. W sumie to nie wiadomo bylo co gorsze, ale jak sie potem okazalo jednak gorsze sa malpy bo japonczycy mimo ze zawsze w stadzie i zawsze glosni to jednak nawet rozjuszeni nie atakuja turystow. Weszlismy wiec na teren wspomnianej atrakcji turystycznej gdzie spokojnie zajmowalem sie uwiecznianiem atakow malp na Najaktywniejszego Blogowicza Wszechswiata, gdy tu nagle ni z tego ni z owego na moich plecach znalazl sie przedstawiciel mniej rozwinietego gatunku i bynajmniej nie byla to kobieta... Kompletnie zaskoczony tym naglym obrotem sprawy, a takze w pelni swiadomy tego ze jedno nawet zadrapanie moze w konsekwencji zakonczyc sie smiercia postanowilem chwilowo nie podejmowac zadnych dzialan zmierzajacych do odseparowania napastnika, wydalem natomiast pierwszy ostrzegawczy sygnal dzwiekowy, ktory przez kompletnych dyletantow mogl byc postrzegany jako pisk, natomiast byl to okrzyk bojowo-odstraszajacy. Okrzyk ten jednak nie zostal w odpowiedni sposob zinterpretowany przez mojego napastnika, ktory zupelnie niespodziewanie i w przeciwienstwie do mnie podjal dzialania konkretne i zamiast przystapic do odwrotu, zaczal zajmowac strategiczna pozycje. Strategiczna pozycja okazala sie moja glowa, z ktorej widocznie lepiej widac bylo okolice oraz grupy japonczykow. Wszystko pewnie potoczyloby sie inaczej bowiem udalo mi sie w tym momencie wydac killa kolejnych nieco glosniejszych od poprzednich okrzykow bojowych, ktorych nie sposob bylo zlekcewazyc, jednak rownie niespodziewanie dla mnie jednoczesne z malpa dzialania postanowil podjac Najaktywniejszy Blogowicz Wszechswiata (przypadek...?). Dzialania te z niezrozumialych wowczas dla mnie powodow okazaly sie byc jednak wymierzone przeciwko mojej osobie, a polegaly na uaktywnieniu w malpiebojowej niezmierzonych pokladow agresji przez uporczywe machanie reka przed jej nosem. Zachecona tym machaniem malpa przystapila do bezposredniego ataku wbijajac swe mordercze kly w moje ucho. Musze byc szczery - nie do konca jednak to ugryzienie odczulem bowiem malpa rownoczesnie z calej sily ciagnela mnie za wlosy, co widocznie przez moj mozg zostalo zakwalifikowane jako bol silniejszy i glownie w tym czasie na niego zwracalem uwage. W koncu doprowadzony do ostatecznosci (majac w sumie dwoch przeciwnikow - malpe i Brutusa) wydalem ostatnia serie obezwladniajacych okrzykow, ktore tym razem okazaly sie bardziej skuteczne byc moze rowniez dlatego, ze chwilowo Najaktywniejszy Blogowicz Swiata przestal machac malpie przed nosem.
Juz po wszystkim analizujac na spokojnie znalazlem trzy najbardziej racjonalne wytlumaczenia tego incydentu. Pierwsze to takie ze byla to z gory zaplanowana akcja przez Drugiego Autora Bloga, ktory probowal wyeliminowac mnie na zawsze z funkcji Pierwszego Autora Bloga i niepostrzezenie zajac moje miejsce. Na to, ze nie sa to zarzuty wyssane z palca mam dowody zdjeciowe, ktore wkrotce zostana tutaj umieszcze.
Drugie wytlumaczenie jest nieco mniej przychylne dla mnie i zaklada ze Matka Natura postanowila naprawic swoj blad i zmniejszyc moje nienajmniejsze uszy (chociaz wedlug klasyfikacji wielkosci uszu stworzonej dla sloni afrykanskich mieszcza sie w kategorii: srednia). Te teze z kolei (wiadomojuzkto) potwierdzalby wczesniejszy atak na moje ucho, ktore przeprowadzila w czasie nurkowania wypierdkowa skubana zolta rybka. W sumie to mi nawet zaimponowala, bo atak podjela z nienacka, po uprzednim uszczypnieciu mnie w noge i moim kontrataku. Postanowilem rybki wiecej nieniepokoic i z gracja acz w pospiechu opuscilem miejsce jej napastowania. Te dwa wydarzenia odcisnely takie pietno na mojej psychice, ze jak przyszlo do robienia zdjecia w TigerZoo gdzie bylem w bliskim kontakcie z malym tygrysem, bedac pewny ze wyciaga swoja lape w kierunku mojej glowy zrobilem na zdjeciu nieco za duze oczy. W sumie to chyba nawet na tym zdjeciu oczy mam wieksze niz uszy co osobiscie przyznam myslalem, ze jest niemozliwe.
A trzecia, najbardziej prawdoppdobna opcja jest taka, ze byl to jednak Mike Tyson. I ja tej opcji chcialbym sie trzymac. I zebyscie zobaczyli jak on wygladal po naszym starciu. Prosto z poczekalni w Delhi, gdzie przez kompletny przypadek (mozna to rowniez nazwac zaniedbaniem Pewnej Osoby Odpowiedzialnej Za Wizy, ale ktozby smial), majac w perspektywie upojna noc przy glosniku ogloszen.. WSZYSTKIM PASAZEROM ODLATUJACYM ... hmmm dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz