Drodzy siostrzeńcy Gobo ...

jeśli znaleźliście się na tym blogu oznacza to, że jesteście osobami nadzwyczaj ciekawskimi i wścibskimi. Dodatkowo nie macie co robić w pracy i w domu tylko czytać blogi ...
A tak już na poważnie to wręcz przeciwnie.


środa, 3 marca 2010

Malezja Langkawi






W Penang odrazu udezylo w nas gorace i wilgotne powietrze wiec znow
poczulismy wakacje:) gwar ulicy, zapachy przydroznego jedzenia i
oczywiscie impreza - tzn. miejscowe swieto. Scena z wystepami,
przystrojone ulice, obrzucanie mandarynkami dzwonu;) troche sie tam
pokrecilismy, zjedlismy kolacje za jedyne 9 pln (to juz za dwie os.),
popilismy to piwkiem w reggae knajpie pod hostelem i tyle widzielismy
to miasto - szkoda bo wydawalo sie sympatyczne:( 8.30 odplywal nasz
prom, na Langkawi dotarlismy ok. 11.00. Taksowka za jedyne 25 pln
dotarlismy do hostelu zacky guest house (jakies 30-40 min jazdy).
Hostel przesympatyczny zwlaszcze ze najtanszy z dotychczasowych (6 dol
za glowe/doba) ale to nie wszystkie jego zalety - zdziwilo nas
(Zbyszka i jego angielskiego kolege Roberta z ktorymi sie tam
spotkalismy rowniez) ze kazdy gosc sam pilnuje ile piwa czy innych
napoi uzyl - czyli pelna samoobsluga plus prosba zeby zapisywac co
bierzemy na karteczce i rozliczamy sie z tego pod koniec pobytu.....
Strasznie to mile z ich strony i czlowiek faktycznie pilnuje sie zeby
tego zaufania nie nadszarpnac:) wlasciwie to wszystko nam sie na tej
wyspie podobalo... Cala wyspa obieta jest strefa wolnoclowa wiec
alkohol jest super tani - piwko w hostelu czy knajpie to ok 3 pln.
Piekne plaze na ktorych nie ma tloku. Bardzo smaczne, swiezutkie i
tanie (ok 12-17 pln za talez) owoce morza - objedlismy sie jak baki:)
wyspa mimo ze turystyczna to ma bardzo wyluzowany charakter- nikt tam
czlowieka nie neka, nie zaprasza na tysiace masazy, do restauracji czy
do skozystania z uslug krawieckich. No i widoki.... jest tam na prawde
fajnie - woda i gory jednoczesnie. Oczywiscie wjechalismy na most
widokowy zawieszony ok. 600 mnpm miedzy dwoma. Tyle ze nie to wszystko
bylo najwazniejsze... najwazniejsze bylo to ze przez pol wyspy
jechalismy na wlasno recznie prowadzonych skuterach ( ja na swoim,
Drugi Autor Bologa na swoim) aby tam dotrzec:) do wypozyczenia tych
maszyn namowil nas Zbyszek i po 10 min lekcji ruszylismy w trase...
Niestety pierwsza przejazdzka Roberta zakonczyla sie na zaparkowanym w
poblizu samochodzie wiec on dzielil skuter ze Zbyszkiem. Ja cala
zestresowana ledwo moglam dodawac gazu takie mialam spocone dlonie a w
dodatku zmuszeni bylismy wracac po zmroku przez las i krete gorskie
drogi poniewaz skuter Drugiego Autora Bloga splatal nam figla i w
momencie kiedy postanowil on zostac w tyle aby moc sie mocniej
rozpedzic po prostu nie odpalil..... Stresik lekki byl zwlasza kiedy
przyszlo mi wybierac miedzy lepsza widocznoscia bez ciemnych okularow
na nosie a ryzykiem ze mi w to odsloniete oko mucha wpadnie;) ale
dojechalismy bezpiecznie, zadowoleni a mnie reka od sciskania
kierownicy nadal boli....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz